3D Sport - Wszystkie wymiary sportu

Garść refleksji po Realu

3d dsc 5299I stało się! Legia Warszawa rozegrała we wtorek na Santiago Bernabeu mecz, na który wszyscy polscy kibice, nie tylko ci ściska-jący kciuki za wojskowych, czekali od momentu rozlosowania grup tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Jakie refleksje nasuwają się po spotkaniu w Madrycie? Czy można mieć jakieś powody do optymi-zmu? A może przeciwnie, mamy prawo odczuwać niepokój? Niżej postaram się odpowiedzieć na kilka nurtujących kwestii związanych z występem warszawiaków.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że mistrza Polski od tryumfato-ra Champions League dzielą lata świetlne, obserwując wtorkowe za-wody, można to było dostrzec aż nadto. Los Blancos górowali nad graczami stołecznej ekipy w każdym elemencie piłkarskiego abecadła, począwszy od indywidualnych umiejętności, poprzez taktyczne kwalifikacje, a skończywszy na przygotowaniu fizycznym. To jednak żadna nowina, wiedzieliśmy o tym doskonale dawno przed meczem, w końcu cena za samego Cristiano Ronaldo przewyższa czterokrotnie wartość rynkową wszystkich piłkarzy Legii… Dziwić nie może również wynik, nawet najwierniejsi fani zespołu z Łazienkowskiej raczej nie spodziewali się, by ich drużyna wydarła na Bernabeu choćby punkt, zwłaszcza po koszmarnym starcie sezonu zaliczonym pod wodzą Besnika Hasiego.

Jednak już rozmiar porażki legionistów (1-5), wydaje się być niezasłużony. Podopieczni Jacka Magiery stworzyli sobie kilka okazji, po których mogli pokonać Keylora Navasa, zwłaszcza Vadis Odidja-Ofoe, gdyby lepiej przymierzył w 12. minucie, mógłby pokusić się o trafienie. Z kolei, co zauważyli również eksperci w studiu TVP, bramki Królewskich w przeważającej mierze padły po błędach wojskowych, stratach w środku pola, rykoszecie itp. Jakkolwiek Real dominował we wszystkich statystykach (wyjąwszy liczbę przebie-gniętych kilometrów) i sprawiedliwie zwyciężył, to jednak gra Legii wcale nie przyniosła wstydu, w przeciwieństwie do otwierającego rozgrywki meczu z Borussią, który był jedną wielką katastrofą. Wi-dać wyraźnie, że Magiera dotarł do poszczególnych zawodników, potrafił odbudować ich psychicznie po tragicznym falstarcie, na no-wo zintegrował drużynę wokół wspólnego sportowego celu. Pokazał to już mecz z liderem LOTTO Ekstraklasy, Lechią Gdańsk, w prze-dostatniej kolejce, zakończony wynikiem 3-0, choć gdyby wymiar kary był dwa razy większy, gdańszczanie wcale nie mogliby mieć większych pretensji… Strzałem w dziesiątkę okazała się zmiana po-zycji Odidji, Belg gra teraz tuż za napastnikiem, jeżeli jeszcze nadrobi zaległości fizyczne, to Legia będzie miała z niego naprawdę wielką pociechę. Na uznanie zasługuje również występ Miroslava Radovica. Serbowi oczywiście wiele jeszcze brakuje do dyspozycji, którą olśniewał przed wyjazdem do Chin, lecz miał we wtorek kilka przebłysków, no i strzelił z rzutu karnego historyczną, miejmy na-dzieję, że nie ostatnią, bramkę dla Legii w Lidze Mistrzów, na którą trzeba było czekać ponad dwie dekady. Dodajmy, że jedenastka po-dyktowana przez Rudy’ego Bouqueta padła po przewinieniu Danilo właśnie na „Rado”. Nie można rzecz jasna popadać w hurraopty-mizm, w końcu Arkadiusz Malarz był zmuszony aż pięciokrotnie wyciągać piłkę z siatki. Tym niemniej, legioniści mogli mimo wszystko zejść z płyty Santiago Bernabeu z podniesionymi czołami, gdyż mecz w ich wykonaniu nie przyniósł blamażu, który wieszczono powszechnie przed pierwszym gwizdkiem arbitra.
Nawet nie będący tego dnia w najwyższej dyspozycji Real obnażył jednak szereg braków w drużynie wojskowych. Pierwsze, co rzuca się w oczy, niestety negatywnie, to gra defensywna, którą Le-gia tak imponowała, zwłaszcza na krajowym podwórku, za kadencji Stanisława Czerczesowa. Po odejściu Igora Lewczuka i kontuzji Mi-chała Pazdana to już nie jest ta sama obrona, co w zeszłych rozgryw-kach. Osłabił ją również transfer harującego jak wół w drugiej linii Ariela Borysiuka. Ich następcy, ściągnięci w sierpniu Maciej Dą-browski i Jakub Czerwiński, mimo najszczerszych chęci, na razie nie dorównują poprzednikom. Gdy dodamy do tego jeszcze zniżkę for-my Tomasza Jodłowca, to włącza się żółta lampka ostrzegawcza. Legia, chcąc ponownie sięgnąć w Polsce po najwyższe laury i naj-pierw w ogóle awansować do mistrzowskiej ósemki w lidze, w żad-nym wypadku nie może sobie pozwolić na straty punktowe, a z tak dziurawą defensywą, nie jest to wcale takie pewne. I nie ma co liczyć na podział punktów po zasadniczej fazie sezonu – warszawiacy po-gubili po drodze już tyle oczek, że każda kolejna strata może skut-kować ich wypadnięciem z wyścigu o mistrzostwo Polski. To zagro-żenie może zmaterializować się już w najbliższą sobotę, gdy na Ła-zienkowską zawita poznański Lech.
I w tym miejscu dochodzimy do kolejnego dylematu, stojące-go przed Legią – co ma być dlań priorytetem w najbliższym czasie? Nie ma się co oszukiwać, szanse na zajęcie choćby trzeciego miejsca w grupie Champions League, ze względu na fatalny bilans bramkowy w porównaniu ze Sportingiem Lizbona i porażkę poniesioną przez wojskowych w Portugalii w stosunku 0-2, są minimalne. Nie sposób jednak tak po prostu odpuścić sobie rewanżu z Królewskimi w stolicy, nawet jeśli miałby się on odbyć przy pustych trybunach. Na drugą taką szansę Legia może bowiem czekać kolejne dwadzieścia lat… Obym był złym prorokiem w tej materii i sromotnie się pomylił, lecz któżby pomyślał, że po meczach Widzewa Łódź z sezonu 1996/1997, bramy piłkarskiego raju będą zamknięte przed mistrzem Polski przez tak niemiłosiernie długi czas? Trzeba też mieć na uwadze, że po udanym zaprezentowaniu się przeciwko Realowi, wzrosną szanse poszczególnych graczy Legii na ciekawy transfer za-graniczny. Z drugiej jednak strony, krajowa czołówka odskoczyła zespołowi ze stolicy naprawdę daleko, więc myśląc o grach w Lidze Mistrzów w przyszłej kampanii, musi on najpierw potwierdzić swój prymat w starciach z ligowymi rywalami. To zaś z kolei, gdy uzmy-słowimy sobie kruchość ławki rezerwowych wojskowych oraz ko-nieczność walki na dwóch frontach, nie wygląda bynajmniej na łatwe zadanie.
Jacek Magiera wraz z Aleksandarem Vukoviciem i pozosta-łymi asystentami, naprawdę mają nad czym myśleć. Zarząd stołecz-nego klubu nie wyobraża sobie, by tworzony z takim mozołem zespół został zdystansowany w LOTTO Ekstraklasie przez jakiegokolwiek rywala. Oczekuje również korzystnych wyników na arenie pu-charowej, co ma się rozumieć jako awans co najmniej do fazy gru-powej Ligi Europy. Orzech do zgryzienia, podrzucony miesiąc temu „Magikowi” i „Vuko” przez Besnika Hasiego, może być wyjątkowo twardy. Jednak jego smaku, pod warunkiem, że legijni szkoleniowcy rozłupią w końcu skorupę i dostaną się do środka, będą zazdrościć im wszyscy w polskim futbolowym światku.


facebook_page_plugin

Wspieramy

Polityka cookies